środa, 10 lipca 2013

Chapter II

Szedł wzdłuż jeziora, z którego groźnie łypała na niego swoimi wielkimi oczami ogromna kałamarnica. Kierował się w stronę Zakazanego Lasu, a robił to całkowicie automatycznie, niczym zahipnotyzowany, jak gdyby jakaś niewidzialna siła przyciągała go właśnie tam.  Było ciemno, porywisty wiatr zmagał się między drzewami, a drobne krople deszczu zacinały w bladą twarz chłopaka. Czuł niepokój, jakby spodziewał się tego, że już za chwilę wydarzy się coś złego, coś przed czym nie może już uciec. Napięcie, którego właśnie doznawał nie było dla niego jakimś nowym doznaniem, właściwie przez ostatnie kilka miesięcy zdenerwowanie towarzyszyło mu niemal codziennie, dlatego też przestał zwracać na to większą uwagę, a nawet zaczął traktować to jak coś zupełnie normalnego. Strach stał się dla niego dobrym, nieodłączalnym znajomym.
Idąc, tępo wpatrywał się w jakiś nieznany punkt na wprost siebie przez co, co jakiś czas potykał się o wystający korzeń lub kamień, jednak za każdym razem w ostatniej chwili udawało mu się złapać równowagę i nie upaść na mokrą trawę. Był właśnie obok potężnego dębu, którego grube gałęzie i konary były naprawdę imponujących rozmiarów, kiedy poczuł przeszywający ból w okolicach przedramienia. Piekło go na tyle mocno, że z jego ust wydobył się zduszony okrzyk, a on sam złapał się za rękę i zacisnął na niej mocno swoje chude palce. Wtedy wiedział już, że niepokój jaki czuł przed momentem nie wziął się z niczego. Przeczuwał, że wydarzy się właśnie to. Przedramię wciąż go piekło, a ból nie ustawał, jednak blondyn nie mógł stać tak w nieskończoność, w końcu po coś szedł w głąb tego lasu. Cel był już całkiem niedaleko i on dobrze o tym wiedział. W pewnym momencie deszcz przestał padać, a z jego skroni wciąż spływały pojedyncze krople, jednak tym razem nie deszczu, a potu.  Stresował się z każdym krokiem coraz bardziej.  Ogarnęła go jakaś niesamowita fala gorąca, a on nie potrafił pozbyć się myśli, że zachowuje się jak tchórz. Nie cierpiał tak o sobie myśleć, niestety ostatnio zdarzało mu się to coraz częściej. Miał sobie za złe cały ten strach, mimo tego, iż wiedział, że wszyscy o zdrowych zmysłach, postawieni na jego miejscu baliby się tak samo, jak on.
Zdążył przyzwyczaić się do bólu, właściwie to wcale już o nim nie myślał i nawet nie wiedząc kiedy, opuścił obie ręce wzdłuż tułowia. Mijały sekundy, minuty, a on nadal szedł, zupełnie nie zwalniając kroku. Dopiero po chwili coś wyrwało go z tego transu, jakim był marsz. Kolejna fala jeszcze silniejszego bólu, tym razem przeszyła całe jego ciało. Padł na wilgotną ziemię i zaczął się po niej zwijać, zaciskając przy tym mocno powieki. Momentalnie do jego stalowych oczu napłynęły słone łzy, jednak duma nie pozwalała chłopakowi uronić ani jednej. Nawet w tak fatalnej chwili jak ta, blondyn starał się udowodnić sobie samemu, że nie jest słaby. Musiał wierzyć w to, że jest silny i poradzi sobie z tym wszystkim, nawet teraz, kiedy właściwie nie potrafił skupić na niczym swoich myśli.  Jedyne o czym teraz myślał to śmierć. Zaczął jej pragnąć. Zrobiłby wszystko, byle tylko ten ból się skończył. Huczało mu w głowie, serce waliło jak opętane, a z ust co jakiś czas wydobywało się ciche pojękiwanie. Kiedy otworzył oczy, wszystko zaczęło wirować, tracił siły, a koniec był już coraz bliżej. Wnet wszystko ustało. Ból, huk w jego głowie, przeraźliwe bicie serca, a nawet myśli o śmierci. Teraz była już tylko pustka. Pustka, która stała się dla niego wybawieniem.

Roz­myśla­nie o śmier­ci jest roz­myśla­niem o wolności.

***
Draco gwałtownie drgnął i niespokojnie przewrócił się na swoim łóżku. Tego poranka przebudził się wyjątkowo raptownie i nie miał wątpliwości, że było to spowodowane tym okropnym snem, który męczył go przez kilka ostatnich dni. Długo jeszcze leżał z zamkniętymi oczami i dochodził do siebie po koszmarnej nocy. Czuł się, jak podczas jakiejś potwornej grypy. Głowa dosłownie mu pękała, w gardle czuł suchość, jakby nic nie pił od wielu dni, a w piersiach brakowało mu tchu, jak po sporym wysiłku. Dopiero teraz przypomniał sobie, co stało się wczorajszego wieczoru. Trochę przesadzili z Zabinim i teraz najzwyczajniej w świecie miał kaca. Otworzył oczy, ale bardzo szybko tego pożałował. Mimo iż było jeszcze naprawdę wcześnie i właśnie zaczęło świtać, jasność, która w niego uderzyła zza okna, sprawiła mu niemały dyskomfort. Jego oczy, uszy i całe ciało zostaną tego dnia wystawione na wielką próbę. Kilka godzin po tak mocnym upojeniu alkoholowym za każdym razem towarzyszyła mu nadwrażliwość i wiedział, że i tym razem stanie się dokładnie to samo. To będzie cholernie ciężki dzień.
Blondyn z nieukrywalną niechęcią podniósł się z łóżka i niemal od razu poczuł, że kręci mu się w głowie. To nie wróżyło niczego dobrego. Ostatnią rzeczą jaka by mu się teraz przydała, byłby kolorowy paw, który mógłby wylądować na podłodze, albo co gorsza, na łóżku. Bez zastanowienia skierował się do łazienki, gdzie postanowił wziąć szybki, orzeźwiający prysznic, który był jego ostatnią nadzieją na poprawienie swojego stanu.
Po pewnym czasie wyszedł z łazienki, nie miał już na sobie piżamy, a normalne ubrania, a na wszystko narzuconą niedbale, szkolną szatę. Czuł się już zdecydowanie lepiej, ale wciąż wiele brakowało do tego, aby mógł powiedzieć, że czuje się całkowicie dobrze. Właściwie pogodził się już z myślą, że tego dnia zdecydowanie dobrze czuć się nie będzie już wcale. Było bardzo wcześnie, ale wiedział, że już nie zaśnie, więc nawet przez moment nie pomyślał o tym, aby się położyć i zdrzemnąć. Przeciętny uczeń Hogwartu obudzi się za około półtorej godziny, co oznaczało, że szkolne korytarze są zupełnie puste i nie krążą tam żadni wścibscy ludzie. Młody Malfoy postanowił wykorzystać ten fakt i udać się do sowiarni, a tam w spokoju napisać list do swojej matki. Obiecał jej, że będzie to robił tak często, jak to tylko możliwe. Osobiście uważał, że pisanie listu jeden dzień po wyjeździe z domu, to lekka przesada, ale pomyślał, że dzięki temu Narcyza może być odrobinę spokojniejsza, a jeśli mogło to jej pomóc chociażby w jak najmniejszym stopniu, to nie wahał się ani przez moment.  Już po chwili powolnym krokiem przemierzał jeden z korytarzy, zastanawiając się, co napisać w liście. Że wszystko w porządku? Że czuje się świetnie? Przecież to była nieprawda, ale nie mógł wyznać, że on również, tak jak Narcyza, pełen jest obaw, że wciąż myśli o wykonaniu zadania, że się boi. Miał ją wspierać, a nie wprowadzać w jeszcze bardziej parszywy nastrój, bo w końcu czy jest coś gorszego dla matki, jak krzywda, która dzieje się jej dziecku. Postanowił nie wdawać się w szczegóły i napisać krótką, prostą wiadomość, która miała zawierać informacje o tym, że wszystko z nim w porządku i że odezwie się niebawem. Tak, to wydawało mu się najrozsądniejszym rozwiązaniem.
Wspinał się po stromych i krętych schodach prowadzących na szczyt wieży, w której znajdowała się sowiarnia, co chwilę poprawiając torbę, którą przed wyjściem z dormitorium zarzucił na ramię. W końcu doszedł do drzwi i bez zastanowienia nacisnął potężną klamkę i wszedł do środka wraz z towarzyszącym mu skrzypieniem starych zawiasów. Był tak pewny tego, że nikogo nie zastanie tutaj o tej porze, że w pierwszej chwili nie zauważył postaci, która kuliła się przy jednym z okien. Zajęty szukaniem w torbie jakiegoś kawałka pergaminu, mało co nie podskoczył, kiedy usłyszał ciche łkanie. Dopiero wtedy jego zaskoczone spojrzenie powędrowało w stronę dziewczyny kucającej kilka metrów dalej. Stał nieruchomo bezmyślnie wpatrując się w jej oblicze. Wyglądała naprawdę żałośnie i nie było co do tego żadnych wątpliwości. Zaróżowione od płaczu policzki, podpuchnięte czerwone oczy, a do tego kosmyki bujnych włosów poprzyklejane do twarzy. Gdyby się wtedy zobaczyła, prawdopodobnie sama musiałaby się postarać, aby nie uciec z przerażenia. Draco jeszcze przez moment przyglądał się dziewczynie, która zdawała się go nie zauważać, mimo tego całego hałasu, z którym pojawił się w sowiarni, lecz po chwili zdał sobie sprawę z tego, że doskonale zna te odstręczające włosy i czekoladowe oczy, które zwykle spoglądały na niego z szczerą nienawiścią. To była Granger we własnej osobie. Przez jeden krótki moment przeleciała mu przez głowę myśl, że mu jej szkoda i że mógłby do niej podejść i spytać, co się stało, ale zaraz potem na jego usta mimowolnie wpełznął szyderczy uśmiech, którym raczył ją za każdym razem, kiedy ją widział.
-Granger oszczędź mi tego paskudnego widoku i idź ryczeć gdzieś indziej, nie mam ochoty oglądać cię w normalnym stanie, więc tym bardziej teraz.
Wycedził to przez zaciśnięte zęby, patrząc na nią z odrazą. Naprawdę nie cierpiał tej dziewuchy. Przemądrzała, wścibska, przyjaciółeczka Pottera, a do tego jeszcze szlama. Łączyła ze sobą wszystkie te rzeczy, które przeszkadzały mu najbardziej. Co prawda tego dnia nie miał specjalnej ochoty na wyśmiewanie jej, przecież sam miał nie najlepszy nastrój, ale nie mógł tak bez słowa przejść obok niej, zachowałby się wtedy jak nie on, a nie było ku temu żadnych powodów.
Patrzył na nią z nutką niecierpliwości, jak gdyby czekał na jakąś ciętą ripostę z jej strony, której niestety się nie doczekał. Ku jego wielkiemu zaskoczeniu brunetka bez słowa podniosła się z ziemi i nie zaszczycając go nawet przelotnym spojrzeniem, szybkim krokiem wyszła z sowiarni. Zamurował go. Cóż, nie takiej reakcji się spodziewał. Nigdy żadne z nich nie odpuściło okazji na to, aby dopiec drugiemu i był pewien, że tak też będzie i tym razem. Takie zachowanie Gryfonki nie pojawiło się bez powodu, musiała być naprawdę smutna, że nie odpysknęła mu nawet głupiego "zamknij się". Sam nie wiedział dlaczego, ale zaczął zastanawiać się nad tym coraz to intensywniej. To musiała być jakaś szalenie ciekawa i tajemnicza sprawa, skoro Granger siedziała tutaj sama, nie chcąc podzielić się swoją rozpaczą z najlepszymi przyjaciółmi.
-Może ten kretyn Wieprzlej ją zostawił dla innej.
Mruknął cicho, po czym zaśmiał się sam do siebie, dumny z tego, jak śmieszne dowcipy wychodzą mu w jego własnym towarzystwie. W końcu podszedł do jednej z szarych płomykówek i przyczepił do jej nóżki wcześniej napisaną wiadomość. Oparł się o okno i przymrużając powieki obserwował jak sowa znika gdzieś między drzewami. Poczuł się lepiej i wiedział, że wcale to dobrze o nim nie świadczy, ale cierpienie innych w niesamowity sposób poprawiało mu humor. W chwilach, w których zauważał, że nie tylko on przechodzi ciężki okres, życie wydawało mu się odrobinę łatwiejsze. Zaczynał wierzyć, że jeśli się postara, to wszystko mu się uda. Może i było to nieco zwariowane, ale bez dwóch zdań tego ranka po raz pierwszy Hermiona Granger całkowicie nieświadomie podniosła na duchu swojego największego wroga, a był to dopiero początek.


Mamy drugi odcinek, nie zachwyca, wiem. Jest nudny, to też wiem. Ale niestety bardzo potrzebny. Daję słowo, że w trzecim zaczyna się już normalna, porządna akcja. Obym ten odcinek nikogo nie zniechęcił do dalszego czytania..

9 komentarzy:

  1. A mnie się podoba i masz więcej nie pieprzyć, o! Takie spokojne odcinki są równie dobre jak te z akcją i często wnoszą o wiele więcej od tych drugich. Przez takie epizody poznajemy bohaterów, a Twój Draco jest niezmiernie ciekawy. Podoba mi się to, że przedstawiasz go jako zagubionego nastolatka a nie typowego gnojka bez głębi. Będę tylko narzekać na to, jak długo kazałaś nam czekać na ten odcinek i liczę, że następny będzie szybciej <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Masz rację, że nic KONKRETNEGO (chodzi mi o jakąś max akcję) się nie dzieje w tym rozdziale, ale na to przecież jeszcze za prędko! Poza tym opisówka jest bardzo, bardzo ładna, rozdział spokojny, trochę tajemniczy, bo ciekawe o co z Hermą chodzi, a ostatni akapit jest zajebisty, strasznie mi się podoba. No i ciągle nie wierzę, że mi nie powiedziałaś nic o fabule ;/ ! Draco jest świetnie wykreowany, wciąż Ci to powtarzam :D Szkoda, że tak rzadko dodajesz odcinki, bo serio jestem ciekawa ;/

    LOWJU<3

    OdpowiedzUsuń
  3. W końcu się doczekałam rozdziału.
    Niby nic konkretnego nie było ale końcówka genialna.
    Ja również uwielbiam Twojego Dracona.
    Ma w sobie mnóstwo ironii, cynizmu.
    Jest dokładnie taki jak powinien być, niezmieniony. efektowny i w ogóle genialny.
    Mi osobiście fantastycznie przypadł do gustu i spodobał się.
    I ta reakcja Hermiony na końcu.
    ciekawa jestem co się stało.
    Hmm mam nadzieję że kolejny rozdział będzie trochę wcześniej.

    pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  4. Genialnie piszesz! Rozdział wcale nie nudny, tylko ciekawy. Też się zdziwiłam reakcją Hermiony... Nie wiem co jeszcze napisać, nie umiem pisać komentarzy. :) Także z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział!
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  5. Masz rację maławo akcji, ale nie może być cały czas akcja i akcja. Nie, nie... Jest ok. Rozdział czytało się gładko i przyjemnie. Obserwuję i czekam na ciąg dalszy.

    Buźki,
    Melania Zabini

    Ps. Sory że tak krótko, ale jestem już spóźniona. Przez ciebie, ty mała wrednoto ;p Zdecydowanie za dobrze piszesz. Jak będą mnie chcieli rozerwać na strzępy to zwalę na ciebie.

    OdpowiedzUsuń
  6. Zapraszam! http://list-z-hogwartu.my-rpg.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. Kiedy nowy rozdział? Czekam i czekam, i nic. :C

    OdpowiedzUsuń
  8. Zdecydowanie forma góruję nad treścią i choć nie jestem fanką opowiadań, w których przeważają dialogi, to nie lubię też rozwlekłych opisów. Wszystko jest też napisane ciurkiem, ale jest to tylko moje subiektywne zdanie, z którym nie musisz się w ogóle zgadzać. Muszę też przyznać, że przerwałaś pisanie w nieodpowiednim momencie, bo po takiej przerwie ludzie raczej szybko zapomną.

    OdpowiedzUsuń
  9. Wśród tej krótkiej listy rzeczy, które mnie rozczulają, gdzie na wysokiej pozycji uplasowało się narzekanie autora na to, że to co dodaje jest beznadziejne. To tradycja, autor nigdy nie jest zadowolony z tego co zrobił, a ja to już w ogóle jestem mistrzem w takim narzekaniu, bo ile razy przeczytam swoje opowiadanie, tylko razy znajdę w nim coś do poprawki. Więc wiesz... Nie musisz pod każdym rozdziałem przepraszać za swoje dzieło. Możesz co drugim. xD


    Podoba mi się. Może nie jestem w stanie się wczuć w cały ten klimat kamiennego zamku, bo chociaż wszystkie siedem części HP w oryginale zabrałam ze sobą do KRK, to już dawno nie miałam z tym tematem wiele wspólnego.

    Na docenienie zasługuje niewątpliwie fakt, że podjęłaś ryzyko i prowadzisz narrację z punktu widzenia Draco. Ciekawy i kreatywny pomysł. Podoba mi się, że jego zachowania są logicznie uwarunkowane, a nie jest skurwysynem bez powodu.

    xoxo

    M.K

    OdpowiedzUsuń